Leży już jakiś czas gotowy, wreszcie się doczekał...
100 x 40
Poniżej: tak mniej więcej wyglądało po drodze, zanim zaczęło wyglądać tak, jak powyżej... czyli wytęż wzrok i znajdź szczegółów... albo lepiej nie wytężaj, bo choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów, i każdy nie wiem jak się wytężał, to nie znajdą w tym większego sensu.
ale nie będę już go więcej gniótł, niech mu będzie.
Wziąłem go do roboty, pstryknąłem w przyzwoitych warunkach (w sali wystawowej), wróciłem z nim do domu, powiesiłem na ścianie, a tu ciemnawo i znowu nie wiem jak on właściwie wygląda.
Jedyne, co jest pewne, to to, że jest jakieś prawdopodobieństwo, że w pewnych warunkach oświetlenia może wyglądać z grubsza podobnie jak na zdjęciu.
...ale co tam będziecie jakieś gnioty oglądać, posłuchajcie pieśni pięknej:
...i zaśpiewajcie (jeśli chcecie) razem z chłopcami z Paragwaju... na przykład po niemiecku:
Der Moment ist gekommen, dass wir uns trennen In der Stille spricht das Herz und seufzt
Geh mit Gott mein Leben Geh mit Gott meine Liebe
Die Kirchenglocken klingen traurig Und es scheint, dass ihre Töne dir auch sagen,
Geh mit Gott mein Leben Geh mit Gott meine Liebe
Wohin du auch gehst magst, ich werde mit dir gehen In den Träumen werde ich immer an deiner Seite sein Höre meine Stimme, meine süsse Liebe Ich denke an dich Wir werden uns immer wiedersehen
In der Morgendämmerung erwache ich glücklich und erwarte dich in deinem Herzen begleite ich dich, wohin du auch immer gehst.
To był zawsze mój ulubiony kawałek tercetu pana Dziewiątkowskiego. Myślałem, że to oryginalny owoc radosnej tfurczości naszych rodaków, bo jakoś ta Irena mi nie pasowała do tych guerrilleros, ale - może oryginał jest powszechnie znany, a ja dopiero dzisiaj odkryłem - jednak faktycznie musiała być jakaś tam Irena, do której to tęsknili dzielni partyzanci na owym stepie, gdzie nocą krążą szakale, że o kolczastych opuncjach nie wspomnę. Tak to śpiewali dzielni guerrilleros: